

Kasia pod wczorajszym zdjęciem z Małej Fatry napisała: „Zaraz zobaczę, czy masz jakieś relacje z Małej Fatry, bo chcę tam jechać”. A ja odpisałam, że nie mam i że nie pamiętam, dlaczego. Po czym zaczęłam się nad tym zastanawiać, bo faktycznie miałam o tym wyjeździe pisać, a ostatecznie totalnie go olałam. Z jakiego powodu?
Lubię się starzeć. Uwielbiam ten moment, kiedy na liczniku lat zmienia się ostatnia cyferka, a ja mam poczucie, że oto minął kolejny rok mojego życia, a w kolejny wejdę o wiele mądrzejsza i bogatsza o nowe doświadczenia, które pozwolą mi dokonywać jeszcze trafniejszych wyborów, podążać jeszcze ciekawszymi ścieżkami i spotykać jeszcze fajniejszych ludzi – bo coraz lepiej wiem, gdzie ich szukać.
Szara kora była gładka i ciepła, gdy przyłożyłam do niej policzek. Zamknęłam oczy i zaplotłam dłonie po drugiej stronie pnia. Jego serce biło równo i pewnie, wystukując odwieczny rytm, ten sam od wielu tysięcy lat. – Jak się masz? – zapytał buk. – Dobrze – odparłam cicho, z nutką pytania w głosie. – To zabawne, że gadasz z drzewem – zaszumiał. Wzruszyłam ramionami.
Im częściej wyjeżdżam z miasta, tym ciężej mi się do niego wraca. Najgorsze są poniedziałki. Niby jestem, niby siedzę za biurkiem, niby pracuję, a tymczasem moja głowa ciągle jest gdzieś w lesie, stopy nadal maszerują, a w uszach słyszę dźwięk przyspieszonego tętna, krążącej w żyłach krwi, która dostarcza do mózgu wyprodukowany przez setki tysięcy liści tlen.
– A wiecie co? – Co? – odpowiedzieli pytaniem na pytanie moi współtowarzysze podróży. – Adenozynotrójfosforan. – odparłam zadowolona.
Siedzę przy stole grzejąc ręce na kubku z gorącą herbatą. Myśli powoli budzą się do życia. Pozwalam im niespiesznie przepływać przez głowę, wraz z resztkami alkoholu i zarwanej nocy, która jak kot plącze mi się między nogami.
Gdybym miała jakoś podsumować ten wyjazd, to nie inaczej, niż zatapiając się w przemykające po mojej głowie myśli, wrażenie, odczucia. Ubiegły tydzień zlał mi się w jeden, spójny czas, bez podziału na wczoraj, dziś i jutro. Bez nocy i dni.
Miałam wobec tego roku duże oczekiwania. Nie wiem, może zbyt duże. Po intensywnym roku 2013, a zwłaszcza po wolontariacie w Bułgarii, który nieźle namieszał mi w głowie, chciałam, by kolejny rok mojego życia był przynajmniej tak samo dobry i ważny jak ten, który minął. I był, choć w zupełnie inny sposób.