Idę na spotkanie do Rogu Brackiej i Reformackiej. Kto by się spodziewał, że te dwie ulice wcale się ze sobą nie łączą? Po drodze mijam kolejkę bezdomnych oczekujących na wydanie darmowego jedzenia. Być może to jeden z nich zlał się dzisiaj w autobusie, kiedy jechałam do centrum.
Jestem jedynaczką i przyzwyczaiłam się do tego, że wiele czasu spędzam sama ze sobą, nie musząc go z nikim dzielić.
Jest noc. Siedzę oparta o ścianę, dłonie bezwładnie spoczywają na klawiaturze. Przymykam oczy i marzę o tym, by słowa pisały się same, niezakłócane rytmicznym postukiwaniem w plastikowość liter. Noc, cisza, spokój. Wdycham je wraz z powietrzem, bo oto nagle znowu stały się czymś nowym, czymś niezwykłym, czymś dziwnym, po całym tygodniu funkcjonowania na najwyższych obrotach.
Grybów leży u stóp Wielkiej Góry. Kiedy byłam mała, myślałam, że Chełm (bo tak nazywa się owa Góra) jest uśpionym wulkanem. Bałam się, że pewnego dnia, kiedy nie będziemy się niczego spodziewali, wybuchnie, a opadający, gorący popiół utrwali budynki, rzeczy i nas, ludzi, takimi, jacy w tym dniu będziemy.
„(…) Tak chciałbym zaczynać wszystkie historie. Od ciał i rzeczy, ponieważ nie starcza mi wiary we wskrzeszenie jednych i drugich. Nawet jeżeli ciała powstaną, to co będą robiły bez całej reszty? Jak odnajdą się w przestrzeni, jeżeli oczywiście i przestrzeń zostanie wskrzeszona? Co zrobią bez swoich psów, domów i zmian pogody?
Lubię gapić się na starych ludzi. Analizuję zmarszczki na ich twarzach i sprawdzam, których mają więcej: tych od śmiechu, od smutku czy od złości.
Podobno kiedy jesień staje się człowiekowi bliższa niż lato, to znaczy, że człowiek się starzeje. Jesienią czuję się bardzo stara i bardzo mądra. Mądrością z gatunku tych, dzięki którym można udzielać innym porad pt. jak żyć i co uczynić, by kiedyś z całą pewnością móc powtórzyć za Vonnegutem: Everything was beautiful and nothing hurt. Jesienią można bezwstydnie tęsknić za wszystkim tym,…
Był któryś z pierwszych dni stycznia. Tych, kiedy człowiek uświadamia sobie, że ma szansę kolejny raz zacząć wszystko na nowo, a jednocześnie nie potrafi pożegnać się z przeszłością. Tych, kiedy robi rachunek sumienia obiecując sobie, że „już nigdy” i że „teraz już na pewno”, a każde wywołane z pamięci potknięcie nie boli, lecz wzrusza. Tych, kiedy świat kurczy się do rozmiarów główki od szpilki, a jego istnienie…
– (…) i wyobraź sobie, młoda, że żyjesz w galicyjskiej wsi i jadło chłopu gotujesz. Żurek na ten przykład. Wiesz jak się gotuje żurek? – kiwam głową. – Nie może być! I do tego żurku dajesz chłopu jajko. No i jakie dasz? Kurze czy kacze? – Kurze! – wyrwało się babci. – Aaa, właśnie, że nie! Kacze, proszę pani. Kacze. Bo…
Grybów. To tutaj się urodziłam i wychowałam. Tutaj rzucałam ziemniakami w kury, pasłam z dziadkiem krowy i doiłam z babcią kozy. Tutaj przemierzałam w górę i dół płynącą koło domu rzekę i biegałam przez leśny tunel prowadzący do zupełnie innego, zielonego świata. Tutaj, siedząc na studni na środku łąki, liczyłam pojazdy przejeżdżające przez odległą drogę, czekając na dwudziesty siódmy, bo właśnie taki miałam mieć w przyszłości….