„Życie dzieli się na życie przed kursem, życie na kursie i życie po kursie. A życie po kursie już nigdy nie będzie takie samo” – padło dzisiaj na spotkaniu organizacyjnym Kursu Przewodników Beskidzkich, a ja mam wewnętrzne przekonanie, że to prawda. Że zapisanie się na kurs to ważny punkt w moim życiu i choć nie wiem jeszcze, gdzie mnie to zaprowadzi, czuję, że jestem na właściwej drodze.
Powrót do przeszłości
Doskonale pamiętam, jak siedziałam w tym tłumie ludzi na Zyblikiewicza i z mieszaniną podniecenia i strachu czekałam na to, co się zaraz wydarzy. Wszyscy ze wszystkimi się witali, ściskali i rozmawiali, a ja czułam się obco, jednocześnie mając przekonanie, że bardzo chciałabym być częścią tego środowiska, bo ludzie gór od zawsze budzą moją wielką sympatię. Po wstępnym omówieniu tego, o co w tym całym kursie w ogóle chodzi, ktoś z naszego przyszłego kierownictwa rzucił: „A tam z tyłu stoją wasi koledzy i koleżanki ze starszego kursu. Właśnie zdali egzamin połówkowy i są już o krok dalej”. Koledzy i koleżanki ze starszego kursu pomachali nam. Patrzyłam na nich i zazdrościłam im tego „bycia o krok dalej” i zastanawiałam się, czy za rok sama będę tam stała i machała do ludzi, którzy przyszli na spotkanie organizacyjne i jeszcze nie są do końca świadomi tego, co ich czeka.
Mimo tego, ze pierwszych kilka zdań tego wpisu wystukałam niemal dokładnie rok temu, równie dobrze napisać mogłabym je wczoraj. Stałam z tyłu jako koleżanka ze starszego kursu, która właśnie zdała egzamin połówkowy i jest już o krok dalej. Pomachałam tym, którzy siedzieli z przodu, jednocześnie machając do samej siebie sprzed 12 miesięcy. Choć kurs jeszcze się nie skończył, moje życie od dłuższego czasu nie jest już takie samo, a wewnętrzne przekonanie o tym, że nigdy już takie samo nie będzie, graniczy z pewnością. Zapisanie się na kurs było jedną z najważniejszych i najlepszych decyzji w moim życiu i powoli zaczyna krystalizować mi się w głowie cel tej wędrówki i czuję, że tak, jestem na właściwej drodze.
To był najbardziej intensywny rok w moim życiu. Nigdy wcześniej nie włożyłam tyle pracy w rozwijanie swoich pasji i swój własny rozwój, choć odkąd się przeprowadziłam do Krakowa nieustannie biorę udział w różnych kursach i szkoleniach. Zdałam egzamin z wynikiem pozytywnym, ale nie jestem do końca z siebie zadowolona, bo wiem, że wiele rzeczy przez ten rok mogłam zrobić lepiej i bardziej świadomie, tak, by w zeszłym tygodniu nie przeżywać tego potwornego napięcia związanego z faktem, że ktoś mnie będzie oceniał, a tak naprawdę wcale wiele nie umiem. Skopałam pierwszy dzień egzaminu, nie wiedząc do końca na co właściwie patrzę w zachmurzonej panoramie, na szczęście drugiego dnia udało mi się odrobić straty. Dzisiaj postrzegam to jako szansę na nadrobienie zaległości i motywację do dalszej pracy. Wiem, że będzie ciężko, bardzo ciężko. Ale zdany egzamin połówkowy jest jak save w grze – nawet jeżeli z jakiegoś powodu nie uda mi się zdać egzaminów końcowych, wrócę do tego punktu, w którym jestem teraz, a nie na początek kursu.
Czego można się nauczyć na Kursie Przewodników Beskidzkich?
Zapisując się na Kurs Przewodników Beskidzkich, zastanawiałam się, czego od niego oczekuję. Czy udało mi się zrealizować wstępne założenia?
Chcę się nauczyć wszystkiego, co tylko możliwe o Beskidach. Zawsze lubiłam się uczyć, poszerzać swoją wiedzę, odkrywać nowe rzeczy, o których do tej pory nie miałam pojęcia. Wiem, to zabrzmi sekciarsko, ale ten kurs to kolejny stopień wtajemniczenia, jeżeli chodzi o góry. Koniecznie chcę przez niego przebrnąć.
Zdobywanie nowej wiedzy i niesamowite poszerzanie horyzontów to to, za co najbardziej lubię kurs. Dzisiaj góry już nie są takie same. Patrzę na nie i wiem, jak powstały, czym jest flisz karpacki i dlaczego porastające je buki, obok których przechodziłam tysiące razy, są niezwykłe. Mijam przydrożne kapliczki i zaglądam do środka sprawdzając, jaki święty się w nich kryje i wiem, dlaczego przy mostach stoi zazwyczaj św. Nepomucen. Idę przez łąkę i spotykając przywrotnik pospolity wiem, co ma wspólnego z alchemikami i jak wykorzystywany był w medycynie ludowej. Kupuję oscypka i wiem, jak został zrobiony, a do głowy przychodzi mi wszystko, czego dowiedziałam się o pasterstwie. Stoję pod cerkwią i wiem, jak została zbudowana oraz jak nazywają się poszczególne części ikonostasu. I tak dalej. Niesamowite jest to, jak wszystko łączy się w jedną całość, jak zgrabnie przenika, jak z czasem wypełniają się wszystkie luki. I choć często mam wrażenie, że im więcej się uczę, tym mniej wiem, czuję się znacznie mądrzejsza, niż rok temu.
Chcę zahartować ciało i ducha. Jestem zmarzluchem i nienawidzę zimy. Perspektywa przedzierania się przez śniegi, stania na mrozie i chodzenia po górach w ciemnościach mnie przeraża, ale doskonale wiem, że im trudniej, tym większą potem ma się satysfakcję. Jeżeli przetrwam zimę na tym kursie, to przetrwam w życiu już wszystko.
Choć moja pierwsza zima w górach była momentami przeżyciem traumatycznym, dzisiaj wspominam ją z uśmiechem. Przetrwałam ją, więc teraz nie mam już innego wyjścia, jak przetrwać w życiu już wszystko 🙂 Ciało i ducha zahartowałam na tyle, że kilka tygodni temu wpadłam na pomysł, by zimą z własnej, nieprzymuszonej woli, wybrać się na… górską wędrówkę. Ta myśl, która znienacka nawiedziła moją głowę, była dla mnie tak niecodzienna, że przez chwilę zastanawiałam się, czy aby ktoś dla żartu mi jej tam nie włożył. Kurs to doskonała lekcja cierpliwości i pokonywania własnych ograniczeń. A im jest trudniej, tym mocniejszym się z takich sytuacji wychodzi.
Chcę się nauczyć mówienia do ludzi. Bo do rzeczy już mówić potrafię. Gadanie do większej grupy osób strasznie mnie stresuje, ale wydaje mi się, że jest to umiejętność, której można się nauczyć. Kurs jest idealnym miejscem do walki z tą fobią – bo nie mam wyjścia i do grupy mówić muszę. Najlepiej tak, żeby z zainteresowaniem słuchała.
Mówienie do ludzi nadal nie jest tym, co uwielbiam, ale okazało się, że wcale nie jest tak straszne, jak się wydawało, o ile tylko… wiadomo, o czym chce się mówić. Oczywiście, grupa kursowa z czasem staje się na tyle bliska, że zaczyna się ją traktować jak swoich i sprawa inaczej wygląda pewnie, gdy przychodzi mówić do zupełnie obcych osób, jednak jedno jest pewne. Kurs jest idealnym miejscem do tego, by ćwiczyć pewność siebie, a to bardzo przydaje się również w życiu codziennym.
Chcę się nauczyć lepszej orientacji w trenie. Przyznaję się – zazwyczaj podczas moich wypadów w góry byłam strasznym leniem i kwestię prowadzenia wyprawy zrzucałam na innych, którzy wiedzą lepiej, a sama zajmowałam się podziwianiem widoków. Od jakiegoś czasu intensywnie zaprzyjaźniam się z mapą i jej czytanie coraz bardziej mnie fascynuje.
Ignorancja, którą przed kursem namiętnie uprawiałam, odbija mi się teraz czkawką. Sprawy nie ułatwia fakt, że okazało się, że mam upośledzoną wyobraźnię przestrzenną i trudniej przychodzi mi orientacja w terenie oraz ogarnięcie, co i gdzie jest. W drodze powrotnej z egzaminu połówkowego udałam się na konsultację do komisji (bo przecież właśnie na topografii się wyłożyłam pierwszego dnia), która powiedziała, że nie pozostaje mi nic innego, jak po prostu po tych górach chodzić i ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć, bo choć faktycznie jest to problematyczne, to jest do ogarnięcia. Cóż zrobić? Będzie ćwiczone.
Chcę dążyć do pracy w realu. I wcale nie mam na myśli hipermarketu. Kocham Internet, jestem jego dzieckiem, ale coraz częściej mam ochotę oderwać się od komputera i iść – iść prosto przed siebie. Zdobycie uprawnień przewodnickich wydaje mi się rzeczą, która skutecznie połączyłaby te dwie kwestie.
Podczas ostatnich 12 miesięcy wpadłam na kilka pomysłów na „biznes życia” (który to już? :D). Spisuję je wszystkie na bieżąco, bo kurs jest bardzo inspirujący i zaprowadził mnie na wiele ciekawych ścieżek, a najśmieszniejsze jest to, że wszystko zaczyna się składać w logiczną i całkiem sympatyczną wizję. Uwielbiam łączyć ze sobą rzeczy ze zupełnie różnych, wydawałoby się, dziedzin – zawsze wychodzi z tego coś ciekawego. Rozmyślanie nad tym, jak wykorzystać wiedzę, którą intensywnie zdobywam, daje mi wiele satysfakcji. Moim celem jest zrobienie sobie pracy z pasji i dojdę do tego, w taki, czy inny sposób.
Co dalej?
Pierwsza część kursu, która miała być szkoleniem podstawowym, jeżeli chodzi o Beskidy, za mną. Wszyscy mówią, że dopiero teraz zacznie się jazda, a ja im wierzę. Zacznie się jazda… a wraz z nią jazda autokarem, bo druga część szkolenia skupia się na pilotażu i zwiedzaniu co ciekawszych miast na terenie uprawnień. Co za tym idzie, zacznie się również mnóstwo, mnóstwo nauki, która ma uszczegółowić to, czego zdążyliśmy się już, mniej lub bardziej, dowiedzieć. Przyznam szczerze, że ta część kursu jest dla mnie jeszcze większym wyzwaniem, bo… nie znoszę zwiedzać miast 🙂 Nie byłabym sobą, gdybym jednak i z tego doświadczenia nie próbowała wynieść czegoś wartościowego, więc z niecierpliwością czekam na to, co się będzie działo i zastanawiam, czego bym się chciała nauczyć.
Ogłoszenie parafialne
Nawet jeżeli nie zdążyliście dotrzeć na wczorajsze spotkanie organizacyjne, ciągle jeszcze możecie zapisać się na Kurs Przewodników Beskidzkich, który właśnie rusza. Gdybym miała podjąć decyzję o zapisie jeszcze raz, zrobiłabym dokładnie to samo.
Nie zmarnujcie tej szansy 🙂
Fot. Magda Syrek & Joanna Dragon