„Dziękuję Wam za ten wyjazd. Było super, ale… To nie dla mnie. Pożegnam się z Wami już teraz i jednak pójdę sobie do domu”. To sformułowanie, które – w takiej czy innej formie – pojawia się na każdym z pierwszych wyjazdów kursowych. Dlaczego?
„Pierwszy wyjazd kursowy” niezmiennie budzi we mnie ogrom emocji. Kiedy sama byłam Kursantką (Kurs 2014-2016), towarzyszył mi przede wszystkim ogromny stres. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, wszystko było dla mnie nowe i przerażające. Nie znosiłam wystąpień publicznych. Przez większą część weekendu zastanawiałam się więc, co ja tutaj właściwie robię i co mnie podkusiło, żeby w ogóle pchać się do tego, do czego kompletnie się nie nadaję. Zadawałam sobie to pytanie potem milion razy – w pierwszej części Kursu, kiedy chodziliśmy po górach, w drugiej części Kursu, kiedy jeździliśmy po Beskidach autokarem i pod sam koniec, gdy zdawałam egzamin państwowy. Dzisiaj doskonale znam już odpowiedź i bardzo się cieszę, że udało mi się przetrwać wszystkie mniejsze i większe kryzysy – ale o tym innym razem.
Stresowałam się też okropnie, kiedy dwa lata później byłam już po drugiej stronie barykady i jako ⅕ Kierownictwa Kursu 2016-2018 prowadziłam ten pierwszy wyjazd. Wtedy jednak z zupełnie innego powodu. Stała przede mną grupa osób, która przyszła na Kurs Przewodników Beskidzkich, a naszym zadaniem było doprowadzić ich do końca szkolenia. Uzbroić w umiejętności i wiedzę, które pomogą im zdać egzaminy a później pracować w zawodzie – jeżeli tylko tego zechcą. To było wielkie wyzwanie i odpowiedzialność. Cały ten trud zostanie nam wynagrodzony w przyszły weekend. Grono naszych Kursantów stanie wokół płonącej watry, by przyjąć przewodnickie blachy i dołączyć oficjalnie do Koła. Nasi Kursanci staną się jednymi z nas – naszymi koleżankami przewodniczkami i kolegami przewodnikami. Już teraz wiem, że będzie to jeden z najbardziej wzruszających momentów w moim życiu i nie mogę się go doczekać.
W weekend, który właśnie minął, po raz pierwszy od 4 lat, miałam przyjemność być na pierwszym wyjeździe kursowym jako osoba postronna – przewodnik, uczestnik wycieczki, wsparcie dla nowego Kierownictwa. Ta rola zdecydowanie podoba mi się najbardziej! 🙂
Lata mijają, a pierwsze wyjazdy kursowe wyglądają bardzo podobnie. Do tej pory dzieliłam się na blogu głównie swoimi przeżyciami związanymi z Życiem Na Kursie. Teraz, po udaniu się na zasłużoną, kursową „emeryturę”, mam zamiar uzupełnić te wpisy o swoje spostrzeżenia z perspektywy przewodnika i obserwatora rzeczywistości – mam nadzieję, że będą dla Ciebie przydatne, jeżeli właśnie rozpoczynasz swoją przygodę z Kursem lub myślisz o tym intensywnie.
Z tego wpisu dowiesz się, czego się spodziewać na pierwszym wyjeździe kursowym.
Wcielisz się w rolę przewodnika
Nie ma co się oszukiwać. Pierwszy wyjazd kursowy to skok na głęboką wodę. Od samego początku Kursanci wcielają się w rolę przewodnika, traktując resztę grupy jak potencjalną grupę komercyjną. Co to oznacza? Kursant-przewodnik ma zaopiekować się grupą tak, jak zaopiekowałby się grupą, która przyjechała na wycieczkę – zadbać o jej bezpieczeństwo, opowiedzieć jej coś ciekawego oraz zapewnić taką atmosferę, żeby na kolejny wyjazd chciała jechać już tylko z nim.
Szkolenie w krakowskim Studenckim Kole Przewodników Górskich jest bardzo praktyczne. Ogromny nacisk kładziony jest na metodykę pracy z grupą oraz wiedzę teoretyczną, która może się przydać w późniejszej pracy przewodnika. To umiejętności oraz informacje, które zdobywa się przez całe 1,5 roku – jak sama nazwa wskazuje, to KURS, zatem nikt od nikogo nie oczekuje, że na pierwszym wyjeździe każdy będzie błyszczał. Wszystkie miesiące na Kursie to czas na naukę, również na własnych błędach, które naturalnie będą się pojawiać. Nie popełnia ich tylko ten, kto nic nie robi. Sztuką jest wyciągnąć z nich wnioski i z każdym wyjazdem pracować nad tym, by je eliminować. Kierownictwo Kursu i inni przewodnicy, którzy pojawiają się na wyjazdach, są od tego, by te błędy wskazywać – nie po to, by je komuś wytykać, ale po to, by zwracać uwagę na ważne merytorycznie kwestie. Jakkolwiek wydaje się to upierdliwe, ma pomóc w dalszym rozwoju.
Kurs Przewodników Beskidzkich w SKPG na tyle dobrze przygotowuje do pracy w zawodzie przewodnika górskiego, że po zakończeniu szkolenia właściwie od razu można rozpocząć prowadzenie prawdziwych grup turystycznych. Wiele osób zaraz po egzaminach rozpoczyna swój pierwszy sezon, a kołowa społeczność z chęcią pomaga w złapaniu kontaktów i wdrożeniu w branżę.
Pojedziesz w Gorce – teren lubiany przez egzaminatorów i wycieczki
Pierwszy wyjazd kursowy tradycyjnie odbywa się w Gorcach. Z jednej strony chodzi o logistykę wyjazdu – schronisko na Turbaczu jest na tyle duże, by pomieścić całą grupę Kursantów i Przewodników (w ten weekend była nas prawie setka!). Z drugiej strony ma to znaczenie praktyczne – Gorce to teren szczególnie lubiany przez egzaminatorów oraz wycieczki. To grupa górska znajdująca się „w centrum” Beskidów, z bardzo dobrą infrastrukturą turystyczną i mnóstwem ciekawych szlaków, chętnie odwiedzana zarówno przez wycieczki szkolne, jak i żwawych emerytów. SKPG ma również do niej szczególny sentyment. Pod Gorcem i pod Lubaniem zlokalizowane są nasze bazy namiotowe, na które w sezonie letnim przenosi się kołowe życie. Tutaj też odbywają się kursowe praktyki.
Z uwagi na liczną ekipę Kursantów na tym etapie szkolenia, przygotowywane są trzy trasy, którymi w ciągu dnia zmierza się na Turbacz. W tym roku były to trasy: Nowy Targ – Rabka-Zdrój, Rabka-Zdrój – Lubomierz-Rzeki oraz Lubomierz-Rzeki – Nowy Targ.
Wymogiem zdobycia kursowych „dniówek”, potrzebnych do przystąpienia później do wewnętrznych egzaminów, jest zaliczenie tzw. „wymagań” oraz aktywne uczestnictwo w wyjeździe. Jeżeli chodzi o „wymagania”, na pierwszym wyjeździe są nimi znajomość granic turystycznych Gorców oraz przebiegu Głównego Szlaku Beskidzkiego. Na kolejnych wyjazdach wygląda to bardzo podobnie (GSB nie biegnie przez wszystkie grupy górskie w Beskidach, Kierownictwo może wybrać jakiś inny szlak lub np. rezerwaty przyrody w danej grupie górskiej).
Będziesz aktywnie uczestniczył w wyjeździe
Jak wspominałam wcześniej, Kurs Przewodników Beskidzkich SKPG Kraków jest bardzo praktyczny. Oznacza to, że w czasie wyjazdów ćwiczy się wszystko, co będzie przydatne w późniejszej pracy przewodnika.
Bardzo ważnym aspektem, właściwie najważniejszym, jest topografia terenu, który będą obejmowały przewodnickie uprawnienia. Jeżeli tylko pogoda na to pozwala, na ćwiczenie tzw. „panoramek” poświęca się naprawdę dużo czasu. To wiedza przydatna nie tylko do tego, by opowiedzieć turystom, co widać na horyzoncie, ale przede wszystkim utrwalająca układ pasm górskich, dolin rzecznych, przebiegających w terenie szlaków turystycznych i porządkująca wiedzę o tym, jak i gdzie można by dojść, gdyby pójść w danym kierunku świata. Znajomość topografii jest kluczowa – bez tego nie da się ukończyć Kursu, bez tego nie sposób być również dobrym przewodnikiem, który wie, jak doprowadzić grupę do celu. Orientacja w terenie jest zdolnością bardzo osobniczą. Dla jednych przekładanie mapy 2D na teren w 3D i na odwrót jest zupełnie naturalne i nie stanowi większego problemu. Dla innych jest to ogromne wyzwanie, z którym nieustannie trzeba się mierzyć. Ja sama byłam w tej drugiej grupie i z przewodnickiego miejsca, w którym się aktualnie znajduję, pragnę zapewnić, że nie jest to czynnik dyskwalifikujący i da się z tym żyć, a nawet zdać pozytywnie wszystkie egzaminy. Po prostu trzeba w to włożyć więcej pracy i uwagi. Bardzo polecam uważne słuchanie współkursantów, którym robienie panoram idzie lepiej i zaprzyjaźnienie się z mapą.
Na trasie znajduje się wiele ciekawych obiektów, przy których warto się zatrzymać i opowiedzieć o nich coś więcej. W miastach zawsze mówi się o ich historii, zwiedza się najważniejsze zabytki, przybliża biografie osób, które miały kluczowy związek z danym miejscem. To czas na poszerzanie wiedzy z zakresu m.in. architektury, historii, historii turystyki. Wędrówka po szlakach to świetna okazja do poruszania tematów takich jak np. przyroda, geologia, etnografia, infrastruktura turystyczna, szlaki, itp.
Po zmianie ustawy na egzaminie państwowym większość z tych tematów nie jest brana pod uwagę (co jest totalną głupotą, ale to inna historia). Tym, na czym skupiają się egzaminatorzy jest przede wszystkim topografia, historia turystyki i pierwsza pomoc. SKPG wychodzi z założenia, że bez holistycznej wiedzy na temat Beskidów trudno być dobrym przewodnikiem, dlatego WSZYSTKIE te tematy (i więcej ;)) obowiązują na kołowych egzaminach wewnętrznych. Im szybciej zacznie się je zgłębiać, tym lepiej. W czasie pierwszego wyjazdu kursowego Kierownictwo najczęściej najpierw pyta, czy są jacyś ochotnicy, by poprowadzić dalej grupę lub opowiedzieć coś o napotkanym obiekcie. Jeżeli ochotników nie ma, osoba „chętna” wybierana jest z listy uczestników wyjazdu. Proaktywność jest mile widziana – wbrew pozorom bardzo szybko pozwala oswoić stres.
Na początku ogrom wiedzy, którą trzeba przyswoić, przytłacza i przeraża – to normalne. Z każdym kolejnym wyjazdem szkoleniowym coraz więcej tematów zaczyna się ze sobą łączyć, zazębiać i przenikać, aż w końcu tworzą spójną, sensowną całość, którą da się ogarnąć ludzkim umysłem. Naprawdę! 🙂
„To nie dla mnie!” – Kurs Przewodników Beskidzkich nie jest dla każdego
Nie każdemu taka forma szkolenia pasuje i to też jest OK. Na każdym wyjeździe trafia się ktoś (lub kilka osób), które stwierdzają, że to nie dla nich i że wolą sobie chodzić po górach, tak, o, bez szczegółowego zagłębiania się w każdy temat i większych rozkmin. Takie osoby po pierwszym dniu po prostu nie idą dalej lub rezygnują w trakcie marszu do schroniska, odłączając się w pewnym momencie od grupy. Nikt tego nie krytykuje, ani nikt na siłę nie próbuje nikogo zatrzymać. Każdy jest dorosły i sam podejmuje decyzje. Kurs Przewodników Beskidzkich nie jest dla każdego – z kilkudziesięciu osób, które Kurs zaczynają, przewodnickie blachy otrzymuje zaledwie kilkanaście.
Kurs Przewodników Beskidzkich to nie tylko nauka
Kurs Przewodników Beskidzkich był dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy, jaką dla siebie zrobiłam. Nie żałuję ani jednej chwili spędzonej na szkoleniu jako Kursantka i ani jednej jako Kierowniczka Kursu. Wiedza i umiejętności, które w czasie szkolenia się zdobywa, jest bezcenna – nawet jeżeli (tak, jak ja) nie zamierza się pracować jako przewodnik grup turystycznych.
Najważniejsi są jednak ludzie i jestem pewna, że gdyby nie te wszystkie fantastyczne osoby, z którymi miałam okazję przez 1,5 roku mojego Kursu się zżyć, na pewno bym go nie skończyła. Dopóki nie trafiłam na Kurs, byłam pewna, że będąc dorosłym nie da się już nawiązywać TAKICH przyjaźni i budować TAKICH relacji, które zostają długo po zakończeniu Kursu. Dołączenie do grona Przewodników Beskidzkich było dla mnie jak znalezienie nowej rodziny – wspólnoty, która jest zbiorem totalnie różnych jednostek, ale łączy ją jedno. Ogromna pasja.
Z wielkim sentymentem wspominam dzisiaj kursowe wieczory, spędzone na wspólnej integracji i ogromną ilość wsparcia, które dawaliśmy sobie w najtrudniejszych momentach. Kryzysy zawsze przychodzą, ale o wiele łatwiej je przetrwać, gdy ma się obok siebie osoby, które czują dokładnie to samo. Mimo tego, że nie zawsze (najczęściej!) czułam się dobrze przygotowana do kursowych wyjazdów, starałam się na nie jeździć – właśnie po to, by nadrabiać braki i uczyć się od innych. Kiedy w piątkowe wieczory panikowałam i miałam wrażenie, że zaraz śmiertelnie się pochoruję i to doskonały powód, by olać wyjazd, zawsze myślałam sobie, że to prawda, ominą mnie trudy wyjazdu, ale też wieczorna integracja. Że kiedy ja będę sobie w najlepsze siedzieć w domu, to oni będą się świetnie bawić – BEZE MNIE. I od razu przechodziła mi wszelka słabość 🙂
Kiedy wczoraj żegnaliśmy się z Kursantami w Rabce, myślałam o dwóch rzeczach. O tym, że przed nimi kupa roboty, że bardzo nie chciałabym przechodzić tego kolejny raz i że bardzo się cieszę, że już dawno mam to za sobą. A zaraz potem, że trochę im zazdroszczę, bo zaraz rozpocznie się jedna z najlepszych przygód w ich życiu. I gdybym te 4 lata temu miała podjąć decyzję jeszcze raz, zrobiłabym dokładnie to samo.