Myśli

Odyseja Umysłu: Szkoła kreatywnego i krytycznego myślenia

By 18 marca 2014 7 komentarzy

Kreatywność. Słowo-wytrych do porzygu przewijające się w ogłoszeniach o pracę, zwłaszcza tych, gdzie do zarabiania pieniędzy trzeba używać własnego mózgu. Zdolność do tworzenia czegoś nowego, czegoś z niczego, czegoś oryginalnego, pożądana tak mocno, jak gdyby nie była naturalną cechą nas, ludzi, która pozwoliła nam zabrnąć w to miejsce, gdzie aktualnie jesteśmy. Kiedy ktoś mówi mi: Jestem kreatywny / kreatywna, uśmiecham się pod nosem i myślę sobie: Wow, stary / stara! Gratulacje. Udało ci się! Szkoła nie zdążyła zabić w tobie Człowieka.

Zaczyna się już w przedszkolu

Dzień dobry, dzieci! Dzisiaj będziemy tworzyć bałwanka. A potem przy wejściu wisi wystawa prac: kilkadziesiąt bałwanków o takim samym kształcie, wyklejonych taką samą watą kosmetyczną, na takich samych kolorowych kartkach w tle. Co z tego, że Zosia chciała zamiast waty użyć białego papieru toaletowego, Antoś ulepić bałwanka z plasteliny, którą dostał wczoraj od babci, a mamusia Kevina każdej zimy zabiera go na wakacje na Malediwy, więc Kevin ma bałwanka gdzieś, bo nigdy go nie widział. Za to świetnie zna się na palmach. A potem jest tylko gorzej: pisz pod klucz, bo nie dostaniesz punktów, odpowiadaj tak, by pani od polskiego była zadowolona, nie łam schematów. Wstęp, rozwinięcie, zakończenie. Ale dlaczego to się nie rymuje? Bo to jest, pszepani, wiersz biały. Siadaj, pała.

Szkoła przygotowuje nas do wszystkiego innego, tylko nie do życia

Wiemy jaka jest liczba protonów oraz neutronów w jądrze atomu, ale nie wiemy, jak czytać etykiety produktów, by nie żreć chemii. Umiemy rozwiązać nierówności wielomianowe, ale nie potrafimy rozliczyć sobie PIT-a. Znamy na pamięć inwokację z Pana Tadeusza, ale nie potrafimy czytać ze zrozumieniem. Potrafimy opowiedzieć o tym, jak kształtowały się państwa we wczesnym Średniowieczu, ale nie znamy historii własnych miast, w których się wychowaliśmy. W środku nocy powiemy, kiedy używać Present Perfect, ale nie potrafimy się dogadać. Wymienimy wszystkie stolice europejskich miast, ale bez smartfona zgubimy się w drodze do przyjaciela, który mieszka w tym samym mieście. I tak dalej*. 

Kiedy trafiłam na informację o Odysei Umysłu, aż podskoczyłam na krześle, zachwycona pomysłem wypełnienia dziury (wyrwy?) w polskim szkolnictwie. O konkursie organizatorzy piszą tak:

Naszym celem jest rozwój zdolności twórczych, jakie posiada każdy młody człowiek. Uczymy dzieci i młodzież kreatywnego i krytycznego myślenia, angażując grupy uczestników w proces twórczego rozwiązywania problemów rozbieżnych – czyli takich, które rozwiązać można na wiele sposobów. Odyseusze uczą się marzyć – odważnie i w oparciu o cele, myśleć – samodzielnie i nieszablonowo, i tworzyć – rozwiązania oryginalne i efektywne zarazem. Zachęcamy ich, by działali w duchu innowacji – łamiąc schematy i przyzwyczajenia, i w duchu kooperacji – z otwartością na pomysły i opinie innych. Stawiamy przed nimi wyzwania, które wymagają łączenia w praktyce wiedzy i wyobraźni, nauki i sztuki, rąk i umysłów. Jesteśmy przekonani, że w dzisiejszych czasach warto kształcić inicjatorów, nie imitatorów; ryzykantów, nie replikantów; pomysłodawców, nie podwykonawców.

Pięknie. Tym bardziej, że właśnie poszukiwali Sędziów, którzy podczas eliminacji regionalnych i krajowych ocenią starania dzieciaków. Długo się nie zastanawiałam. I tak oto wylądowałam na dwudniowym szkoleniu a potem na samym konkursie w Warszawie. Bo krakowskie terminy nijak mi nie pasowały, a zależało mi na tym, by wziąć udział w wydarzeniu.

Czego można się nauczyć na Odysei Umysłu?

Jestem pewna, że dzieciaki mogą nauczyć się wiele. Właśnie tego, czego nie da im szkoła, bo już dawno przestała nadążać za dzisiejszym światem. Uczestnicy pytani o to, jak przebiegły im przygotowania do konkursu, z uśmiechem odpowiadali, że przede wszystkim świetnie się przy nich bawili. Widząc, jak cieszyli się na gali finałowej, byłam pewna, że emocje związane z Odyseją będą im towarzyszyły jeszcze długo. Być może do końca życia. Tyle o dzieciakach. A czego nauczyłam się ja? Byłam Sędzią Stylu. Moim zadaniem była ocena tego, co przygotowały zespoły, pod kątem artystycznym: pomysłu, wykonania, kreatywnego wykorzystania materiałów użytych do stworzenia scenografii, wrażenia, jakie robiły poszczególne elementy i wrażenia, jakie robiła całość.

Nie ma złych rozwiązań

Do boju stanęło kilkanaście zespołów, w dwóch grupach wiekowych. Mimo tego, że każdy z nich zajmował się tym samym Problemem, każdy rozwiązał go zupełnie inaczej. Jedni byli bardziej dosłowni, inni wznieśli się na wyżyny metafor, jeszcze inni zgrabnie połączyli jedno i drugie, znajdując złoty środek. Nie ma dobrych i złych rozwiązań – wszystko jest kwestią doboru kontekstu.

Jeżeli coś robisz, rób to dobrze

Szczęka opadła mi przy grupie, która przedstawiła perfekcyjnie dopracowany Świat Bochemii, który urzekł mnie nie tylko starannym wykonaniem WSZYSTKICH elementów scenografii, ale także trafnymi gierkami słownymi, którymi skutecznie można zdobyć moje serce, bo świadczą o inteligencji. Grupa otrzymała, zasugerowaną zresztą przez nasz zespół, Nagrodę Ranatra Fusca przyznawaną za wybitną kreatywność i traktowaną jako najbardziej prestiżową na konkursie Odysei Umysłu.

W kupie siła

Tak, działanie samemu jest super, bo można robić co się chce, ale działając w zespole można zrobić więcej. Zgrany zespół jest jak dobrze naoliwiona machina, w której wszystkie części idealnie ze sobą współgrają i sprawiają, że można ruszyć do przodu. W grupie przyjemniej się się cieszyć i łatwiej znieść niepowodzenia.

Jeżeli spróbujesz, wygrywasz

Nie ma przegranych. Wszystko, czego się podejmujemy czegoś nas uczy, daje nową wiedzę i doświadczenie, które można potem wykorzystać. Samo podjęcie walki jest wygraną. A ci, którym się nie udało, walczą czasami do skutku, pojawiając się na Odysei co roku. I co roku są lepsi – bo wiedzą, czego się spodziewać, na co zwracają uwagę sędziowie oraz uczą się od najlepszych. Bo najważniejsze to się nie poddawać.

Chwal się!

My, Polacy, jesteśmy za skromni. Nie potrafimy pochwalić się tym, co udało nam się zrobić. Sałatka na urodzinach cioci jest zawsze taka zwykła, a ładna bluzka koleżanki stara. Dzieciaki na Odysei same ciągnęły mnie za rękach, by pokazać mi, jak zrobiły to i tamto, a ja byłam zobowiązana doszukać się najlepszych rzeczy nawet w tych występach, które na tle innych wypadały kiepsko. I w każdym dało się znaleźć coś, co zasługiwało na pochwałę.

Oceniaj efekty pracy, nie osoby

Nie interesuje mnie skąd jesteś, jakie są Twoje przekonania, co lubisz. Pokaż mi, czego mogę się od Ciebie nauczyć. Jesteśmy różni. Jednych lubimy mniej, innych bardziej. Jednych po dłuższym czasie znajomości, innych od razu. Czasem najgłupszy, na pierwszy rzut oka, pomysł może okazać się genialnym rozwiązaniem.

Wahania rozstrzygaj na korzyść

Warto pielęgnować w sobie dobre emocje. A jeżeli mamy jakąś wątpliwość, rozstrzygać ją na korzyść drugiej osoby. Ale także na swoją. Bycie małym egoistą jeszcze nikomu nie zaszkodziło – to dziwne, ale zwykle robimy tak, by innym było lepiej, niż nam samym. Spełniamy oczekiwania innych, zamiast dbać o to, czego potrzebujemy sami.

Było fajnie! Jeżeli kiedyś będziecie mieli okazję wziąć udział w Odysei Umysłu, nie wahajcie się. Bez względu na to, czy jesteście jesteście uczniami, czy już dawno opuściliście szkolne mury. Człowiek uczy się całe życie :).

* Większość z nas już dawno o tym wszystkim zapomniała. Ja też. A PIT-a rozlicza mi księgowa, bo jestem strasznym leniem.