W lesie mieszkały Krasnoludki. Gdy podchodziło się cicho, na paluszkach, wstrzymując na chwilę oddech, kątem oka dostrzec można było ruch w trawie. Bywało, że pośród zieleni migała także czerwona czapeczka, ale najczęściej przydarzało się to dzieciom.

Dorosłym pokazywały się rzadko. Wyrośli oni z wiary w rzeczy niemożliwe i na widok Krasnoludków reagowali zdziwieniem i krzykiem, co płoszyło leśne zwierzęta. Przestraszone wiewiórki gubiły orzechy, ptaki myliły wyćwierkiwane melodie a dzięciołom tępiły się dzioby. Nie to, że nie lubiły ludzi. Zawsze były obok, gdy potrzebowali pomocy: ledwo słyszalnym głosikiem wskazywały drogę, gdy gubili się wśród krzewów, ukradkiem wyciągały z koszyków trujące grzyby i tak szybko, jak to możliwe rozplątywały sznury niedoszłych wisielców. Podobno czasem można jeszcze je znaleźć – zwisają smętnie z drzew, ku przestrodze tych, którym kiedykolwiek przeszła przez głowę myśl, by targnąć się na własne życie.

Po lesie poruszały się zwinnie i bezszelestnie, na pamięć znając wszystkie ścieżki, nawet te, którymi nikt już nie chodził i zaczynały zarastać runem. Czasami, gdy nie miały akurat nic do roboty, kładły się na mchu i ucinały sobie krótką drzemkę, kołysane w ramionach Matki Natury. Słońce, dla żartu, łaskotało je czasem po nosach – budziły się wtedy z potężnym kichnięciem i dopiero po kilku chwilach docierało do nich, gdzie są. Wiedzieć Wam bowiem trzeba, że Krasnoludki sypiają snem twardym i niechętnie otwierają oczy. Niejeden Krasnoludek zginął pod naciskiem ciężkiego, ludzkiego buta, którego właściciel nie był nadto ostrożny. To właśnie w tych miejscach, gdzie umierają Krasnoludki, znaleźć można najpiękniejsze, czerwone muchomory.

Pewnego razu, a był to czas, kiedy w powietrzu snuć się zaczynają nitki babiego lata, do lasu przyszedł Zły Pan, który postanowił złamać odwieczne prawa i zaprowadzić swój własny porządek. Krwawa to była jesień. Liście przybrały odcień bardziej czerwony niż zwykle, a wiatr zawodził przejmująco, błąkając się w koronach drzew. Niektórzy zimą mówili, że widywali Krasnoludki w swoich domostwach – spały w najbardziej odległym miejscu na piecu i kiedy nikt nie patrzył, bawiły się ze znudzonym kotem. Przestraszone chowały się szybko w mysich norach.

Podobno tam, gdzie mieszkały Krasnoludki, królowało szczęście a ludzi omijały choroby. Dożywali późnej starości, opowiadając swoim wnukom i prawnukom o małych istotach w czerwonych czapeczkach, które w nocy, gdy domownicy już dawno śpią, dokańczają przerwane prace domowe i strzegą dzieci przez złymi duchami. Mocno, bardzo mocno wierzyli, że to wszystko dzieje się naprawdę.

I działo się – tak wtedy, jak i dzisiaj.

Inspiracja: Trygve Gulbranssen, „A lasy wiecznie śpiewają”
Autor zdjęcia w nagłówku: Szapucki