Bez kategorii

Wstęp

By 4 kwietnia 2013 7 komentarzy

„Podróż przecież nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy w drogę i nie kończy, kiedy dotarliśmy do mety. W rzeczywistości zaczyna się dużo wcześniej i praktycznie nie kończy nigdy, bo taśma pamięci kręci się w nas dalej, mimo, że fizycznie dawno już nie ruszamy się z miejsca. Wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej*”.

Gdybym miała stworzyć teraz demotywatora (dygresja: zabawne, jak z ironicznych obrazków ewoluowały w coelhizmy) mógłby on brzmieć np. tak: „To uczucie, gdy bierzesz do ręki nową książkę i nie możesz się doczekać, kiedy poznasz jej bohaterów”. I choć tyczyłby się on literatury, równie dobrze pasowałby do codziennego życia. To uczucie, gdy rozpoczynasz nowy etap swojego życia i nie możesz się doczekać, kiedy dowiesz się, co ze sobą przyniesie. No, to tak z grubsza się właśnie czuję :).

Generalnie miewam problemy z motywacją. Od dwóch lat pozbywam się ciuchów, w których już nie chodzę, od listopada zeszłego roku wyrabiam sobie pieczątkę firmową, a od grudnia przesiadam się na nowego laptopa, na którym, co tu dużo mówić, zaczynam pracować właśnie teraz i to pewnie głównie dlatego, że na starego znalazł się kupiec i wczoraj powywalałam z niego wszystko, co było do wywalenia. Strefa komfortu pt. „e, niech sobie leżą (ciuchy) / e, przecież nie jest konieczna (pieczątka) /e, no ale tu wszystko mam! (na starym laptopie)” jest bezpieczna i wygodna, ale w pewnym momencie strasznie zaczyna męczyć.

Znudziłam się. Znudziłam się, tym, co robię. Znudziłam się pisaniem kolejnych tysięcy liter w ramach kolejnych zleceń. Znudziłam się wieloma godzinami przesiedzianymi przed komputerem, bo przecież na tym polega moja praca. Znudziłam się powtarzalnością dni i zimową monotonią.

I tak jak kiedyś strzelił mi do głowy pomysł, by po socjologii zapisać się na grafikę komputerową, po etacie zostać freelancerem, po byciu freelancerem założyć własną firmę, tak teraz, po pięciu miesiącach bycia sama sobie szefem, zapragnęłam rzucić wszystko w cholerę i zrobić coś zupełnie nowego. Ponieważ (jeszcze) brak mi odwagi, by wyprzedać dobytek, spakować plecak, złapać stopa i pojechać przed siebie, wybrałam opcję trochę bardziej bezpieczną. Komfortową. Opcję z furtką. Jadę na wolontariat europejski.

Jaka będzie Koprinka?

Follow my blog with Bloglovin


PS. Tak, wiem, fonty są skopane, ale nie mogę im pomóc. Czasem jestem koniem.

Zdjęcie w nagłówku: Fot. Rosi

*Ryszard Kapuściński, „Podróże z Herodotem”