Ostatnio dzieją się dziwne rzeczy. Rozsypane puzzle zaczynają mi się powoli układać w jedną, wielką całość i choć nie wiem jeszcze tak do końca, jaki obrazek się na nich znajduje, to coraz lepiej wiem, co chciałabym zobaczyć. Mam czas. Mogę do woli zastanawiać się, kombinować oraz robić listy plusów i minusów każdego z rozwiązań. Nawet jeżeli z jakichś powodów nic z tego ostatecznie nie wyjdzie, to i tak przestawiło mi się już myślenie i każdą decyzję postrzegam jako taką, która niesie ze sobą nowe możliwości, a nie ograniczenia. To dużo, bo tak naprawdę wszystko zaczyna się w naszych głowach. Dlatego…
Bądź masochistą
Lubię się czasem podręczyć. Śmiać się do utraty tchu, płakać, aż całkiem zapuchną mi oczy, tęsknić do szaleństwa i robić wielkie plany na życie, po raz setny zmieniając koncepcję i motając się między tym, czego chcę, co mogę, a co powinnam. Mam wtedy wrażenie, że kiedyś zwariuję, ale jednocześnie działa to na mnie oczyszczająco i po takich seansach wychodzę bogatsza o kilka nowych, sensownych wniosków. Ważne, by w odpowiednim momencie umieć postawić sobie granicę popadania w obłęd.
Zwykle wiemy, czego tak naprawdę chcemy, tylko ogranicza nas rzeczywistość, w której funkcjonujemy. Przyjęte standardy życia i oczekiwania, które ma wobec nas rodzina, społeczeństwo i ZUS, których złamanie jawi się jako wykroczenia. Bo jak to tak, nie założyć rodziny, nie urodzić dzieci, nie pracować, nie płacić podatków w państwie, które nas wychowało i składek na emeryturę? Boimy się tego, co będzie kiedyś, nie mając pewności, czy to „kiedyś” w ogóle kiedykolwiek nastąpi. Wydaje nam się, że będziemy żyć wiecznie, a tak naprawdę możemy się przecież jutro nie obudzić.
Słuchaj, co Ci w duszy gra
Męczę tę piosenkę od jakichś dwóch tygodni. Słucham jej na dobranoc, na dzień dobry i w ciągu dnia i ciągle mi jeszcze nie zbrzydła. I właśnie ta wersja, w wykonaniu Chrisa Hadfielda, kanadyjskiego astronauty, najbardziej przypadła mi do gustu – bo jest bardzo dosłowna i dosadna. To właśnie z tej perspektywy, patrząc na Ziemię z kosmosu, nabieram dystansu do wielu spraw życia codziennego, jednocześnie uświadamiając sobie marność wszystkiego, co mnie otacza. Że jestem tu tylko na chwilę i że prawdopodobnie tylko raz, a wciąż nie znam ludzi, za mało widziałam, słyszałam i czułam. I wtedy szkoda mi każdego uciekającego dnia.
Sięgaj tam, gdzie wzrok nie sięga
Ja wiem, że „Sekretne Życie Waltera Mitty” (Mitty’ego?) to film naiwny i w gruncie rzeczy nie przystaje w ogóle do rzeczywistości, bo takie rzeczy się nie zdarzają. „Tandeta dla tych, co marzą o zrywie”, rzekł Ernest. A ja wcale w zrywy nie wierzę. Wierzę, że do zmian trzeba dojrzeć oraz w to, że aby je wprowadzić w życie trzeba działać. A nie tylko o tym myśleć. Wyjść poza obszar swojej głowy, znaleźć punkt zwrotny i… zaryzykować. I nie chodzi tu tylko o podróże. Zdarza się, że tkwimy w jakimś etapie naszego życia i nie wiemy, co z nim zrobić. W pracy, której nie znosimy, bo choć nas irytuje, daje stałe źródło utrzymania. W toksycznych związkach, które zabijają nas od środka, ale przecież są stabilne. Chujowe, ale stabilne. I w miejscach, które nas męczą, ale są znajome, a przez to bezpieczne.
Ten film jest ładny. Nasz świat też zachwyca. Więc dlaczego by tkwić ciągle w tym samym miejscu?
Poza tym jedną z piosenek ze ścieżki dźwiękowej jest właśnie „Space Oddity”, które odgrywa w filmie bardzo ważną rolę – a przecież wierzę w przeznaczenie i to nie mógł być przypadek, że widzę ten film akurat teraz. Prawda? 🙂
„Podążaj za marzeniami”
Podróż Włóczykija śledzę niemal od samego początku (to już 9 miesięcy!). Jej start pokrył się mniej więcej z moim wyjazdem do Bułgarii i może właśnie dlatego hasło, które Łukasz wytatuował sobie na klacie od tamtej pory stale kołacze mi się w głowie.
Uwielbiam patrzeć na to, jak inni realizują swoje marzenia. To, że komuś się udało jest bardzo motywujące i daje pozytywnego kopa. Uśmiecham się do śmiejących się twarzy, wzruszam drobnymi sprawami, o których na co dzień zdarza mi się zapomnieć i kibicuję w osiąganiu kolejnych celów. Od tych, którym się udało, można się wiele nauczyć.
Podróż w nieznane wcale nie musi mieć wymiaru fizycznego, rozumianego jako przemieszczanie się z miejsca na miejsce. Podróżą w nieznane jest poznawanie samego siebie. Myśli, na które nigdy nie spodziewalibyśmy się wpaść, zaskakujące poglądy, które do nas nie pasują i umiejętności, których się po sobie nie spodziewaliśmy.
Bo czy w życiu nie chodzi o to, by… tak po prostu odkrywać?
—
Podrzuciła Eve Marie.