To był najbardziej intensywny rok w moim życiu. Tak intensywny, że wydaje mi się, że to, co działo się na jego początku miało miejsce kilka lat temu. Ten rok pod wieloma względami był również dla mnie przełomowy. Na tyle, że czuję potrzebę przemeblowania swojego światopoglądu i spojrzenia na wiele spraw na nowo. Myślę, że będzie to miało ogromny wpływ na to, co wydarzy się w roku 2014 i nie mogę się go już doczekać. Bardzo prawdopodobne, że wydarzy się jedna z dwóch rzeczy: albo stanie się coś megafajnego i powiem sobie: Tak, to jest to! albo rzucę to wszystko w cholerę. Jedna i druga opcja jest niezwykle kusząca :).
W ramach podsumowania ostatnich 11 miesięcy (bo w tym już prawdopodobnie nic wielkiego się nie wydarzy), przegrzebałam się przez zdjęcia, które towarzyszyły różnym podróżniczym wydarzeniom i z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć: tak, to był bardzo dobry rok!
Styczeń
Kiedy jakoś w okolicy Bożego Narodzenia Ernest zapytał: Justyna, jedziemy na Sylwestra do Gdańska?, nie pozostało mi nic innego, jak rzucić dziarsko: No pewnie!. Mieliśmy jechać na trzy dni, wróciliśmy po tygodniu. W międzyczasie zdążyliśmy pić z Rosjanami wódkę nad Motławą, wzruszać się nad grobami starożytnych Rzymian (to ja) i zaliczyć kilka dziwnych imprez.
Dwa tygodnie później wylądowałam w Budapeszcie i Brukseli, tymczasowo kończąc na tym szlajanie się po Europie tanimi liniami lotniczymi. O ile Budapeszt powitałam z radością, bo kocham to miasto, o tyle Bruksela totalnie mnie rozczarowała i oficjalnie postanowiłam zacząć gardzić tzw. Zachodem.
Luty
Ci, którzy mnie znają, znają również moje zboczenie na punkcie cmentarzy. Od czasu do czasu trafiam na osoby o podobnych zainteresowaniach i tym oto sposobem wylądowaliśmy z Krzysztofem na Cmentarzu Rakowickim, by odnaleźć grób Andrzej Bursy (to ten poeta, któremu bliższy jest pantofelek). Bursy nie znaleźliśmy, ale za to trafiło nam się kilka fajnych zdjęć nagrobkowych.
Udało mi się też odwiedzić Wrocław w ramach Pogaduchów Blogerów, gdzie w ramach integracji z kilkoma osobami… poszliśmy na Cmentarz Żydowski.
Marzec
Marzec upłynął mi na niecierpliwym wyczekiwaniu wiosny, która jakoś nie chciała nadejść i gdy przyjechałam na Święta Wielkanocne do rodzinnego Grybowa, za oknem zastałam widok dość demotywujący. Boję się, że w nadchodzącym roku będzie podobnie.
Kwiecień
Kwiecień łaskawie zesłał na Kraków kilka cieplejszych promieni Słońca, które postanowiłam uczcić wycieczką na Kopiec Kraka. Miejscówka ta ciągle jest jedną z moich ulubieńszych w Grodzie Kraka, a dwa lata temu świętowałam tam Nowy Rok – wraz z tłumem ludzi, którzy o północy zaczęli śpiewać Chwała na wysokości.
Okazało się też, że w Kielcach wcale nie piździ tak, jak wszyscy gadają. Poszłyśmy z Adą do restauracji, w którą Magda Gessler tchnęła nowe życia, znalazłyśmy Fantazjusza i spędziłyśmy miły weekend w Insytucie Designu, szkoląc się w temacie social mediów dla desingerów.
Wypad na Babią Górę zaskoczył naszą ekipę… śniegiem, ale cóż, zrobiliśmy z niego radosny użytek, ku niezadowoleniu tych, którzy zmierzali w odwrotnym kierunku.
W kwietniu zapadła też jedna z najważniejszych decyzji w tym roku.
Maj
Decyzja ta dotyczyła wyjazdu na dwa miesiące do Bułgarii w ramach EVS (Wolontariatu Europejskiego). Był to jeden z najlepszych pomysłów, nie tylko w tym roku, ale w całym moim życiu. Spędziłam tam cudowny czas, zobaczyłam wiele pięknych miejsc i poznałam fantastycznych ludzi. Tęsknie za tym wszystkim okropnie, bardzo często wracam do tych chwil myślami i wiem, że muszę tam wrócić.
Zanim jednak pojechałam, wpadłam na pomysł, by urządzić mały wieczorek pożegnalny. Tego samego dnia poszliśmy w Gorce… i się zgubiliśmy. Po kilku godzinach błąkanie się po lesie w końcu udało nam się znaleźć szlak i szczęśliwie na wieczorek dotarłam, spóźniona o parę godzin. Bywa.
Czy pisałam już, że zakochałam się w Bułgarii?
Czerwiec
W czerwcu mieliśmy wolny tydzień, w związku czym udało nam się pozwiedzać trochę ten piękny kraj. Byłam zachwycona tym, że Bułgaria jest tak bardzo górzysta, że ludzie są tak przyjaźni, że z taką łatwością łapie się stopa, że kiseło mljako jest takie pyszne, że w tak krótkim czasie tak bardzo można się zżyć z nowo poznanymi osobami. To właśnie w Bułgarii spędziłam jedną z najpiękniejszych nocy mojego życia, śpiąc pod gołym niebem w towarzystwie błąkających się po łące koni. To właśnie w Bułgarii odkryłam magię przeszłości i jeszcze bardziej pokochałam naturę. To właśnie w Bułgarii pomyślałam sobie, że boję się wracać do Polski, bo to wszystko, co udało mi się w sobie wypielęgnować zginie. Ale jest, ciągle jest we mnie.
Lipiec
Lipiec kojarzy mi z wycieczką na Szipkę, pozytywną energią, radością, szczęściem i jednocześnie smutkiem pożegnań. Gdybym miała jeszcze raz podejmować decyzję o wyjeździe na EVS, zrobiłabym dokładnie to samo. Kusi mnie również ciągle perspektywa 10 miesięcy, które mogę jeszcze wykorzystać na podobnego rodzaju doświadczenie i cóż… kto wie, kto wie :).
Sierpień
Nie miałam za wiele czasu na odpoczynek i przeżywanie szoku po powrocie do Polski, bo niemal od razu wskoczyłam w realizowany na Kujawach projekt, w ramach którego robiliśmy wywiady z najstarszymi mieszkańcami miejscowości położonych nad Zalewem Włocławskim. I to było jedno z bardziej cennych doświadczeń. Pomogło mi się nieco otworzyć, przełamać a jednocześnie poznać rejon Polski, w którym do tej pory nie miałam okazji być.
Miałam przyjemność uczestniczyć również w Kolonii Blogerów na Wyspie Sobieszewskiej, dzięki której polubiłam morze. Ale nadal bardziej kocham góry ;). To właśnie w sierpniu pierwszy raz tego roku miałam na głowie czapkę, bo pizgało jak we wspomnianych już Kielcach. A raczej w kieleckim.
Po drodze znad morza na Kujawy zahaczyłam jeszcze o Toruń, który wpisałam na listę ulubionych polskich miast.
W przypływie entuzjazmu napisałam również maila do PKP Intercity, w którym zapytałam o to, czy mogę się przejechać Pendolino i prawie posikałam się z radości, gdy dostałam zaproszenie na testy w Żmigrodzie.
Wrzesień
A we wrześniu zgarnęłam poznaną w Bułgarii Mariczkę i poznanego na blogerskich spędach Karola i udaliśmy się do Grybowa a potem do Krynicy Górskiej, gdzie spotkaliśmy pierwsze oznaki zbliżającej się jesieni.
Październik
W październiku eksplorowałam moją najbliższą, krakowską okolicę i, ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że 15 minut od mojego bloku można znaleźć szczere pole oraz ścieżkę spacerową, która prowadzi przez las. Ale i tak najfajniejsze w październikach jest to, że można się tarzać w liściach!
Listopad
W listopadzie ponowiliśmy z Krzysztofem poszukiwania Andrzeja Bursy i wreszcie się znalazł. To miło, że oprócz Mareczka Grechuty i Jurka Nowosielskiego, będzie można odwiedzać również i jego. Oczywiście nie mogłam sobie odmówić przyjemności przeszurania się przez liście, całkiem już grubą warstwą zalegające chodniki.
W połowie miesiąca trzeci raz w tym roku wylądowałam nad morzem, gdzie przez cały weekend dostawałam pozytywnego kopa na Blog Forum Gdańsk. Impreza ta, mająca już znamiona kultowej, marzyła mi się odkąd się dowiedziałam o jej istnieniu. Dwie noce spędzone w kuszetce były zdecydowanie warte tego wydarzenia.
Było pięknie! Z okazji zbliżających się Świąt i nadchodzącego coraz większymi krokami Nowego Roku, życzę sobie, by kolejne miesiące były równie intensywne, inspirujące i radosne, jak te, które wraz z rokiem 2013 odchodzą do przeszłości.