– Cześć. Zabieramy cię na alternatywną imprezę – trzy męskie postacie wyrosły obok mnie jak spod ziemi. Spojrzałam w górę i zmrużyłam oczy, bo oślepiło mnie Słońce.
– Ale… – wskazałam łyżką na miskę z zupką chińską, która leżała między moimi nogami.
– Zupę też zabieramy.
– No dobra – wstałam z trawy i poszłam.
– Ej, to ty jesteś tą laską, która w zeszłym roku się tak wszystkiemu dziwiła? „Ojej, ale jak wy tu tak wszyscy śpicie? Ojej, ale dużo baterii! Ojej, ale dużo piwa!”? – zapytał ten, który niósł moją zupę.

Gorcstok 2015

Tak. To ja. Nieustannie się czemuś dziwię, nieustannie się nad czymś zastanawiam i nieustannie rozkładam wszystko na czynniki pierwsze, próbując przeniknąć istotę rzeczy, które mnie otaczają – niezależnie od tego, czy to spotkane na leśnej drodze gówno, gdy akurat patrzę pod nogi, czy nocne, rozgwieżdżone niebo, jeżeli przypadkiem zadzieram głowę. Pamiętam, jak na jednym z zimowych, kursowych wyjazdów, kiedy prowadziłam grupę, zatrzymaliśmy się gdzieś w dziczy, by przyjrzeć się napotkanym, zwierzęcym odchodom. Przez kilkanaście minut analizowaliśmy ich kształt i pozostawione wokół ślady, by ostatecznie ustalić, że niechybnie pozostawiła je sarna. Do dzisiaj uważam, że była to jedna z ciekawszych rzeczy, jakie spotkały mnie na kursie. Zgłębianie tajemnic zastanej rzeczywistości może być fascynujące, o ile tylko uświadomimy sobie, że wszystko może być ciekawe. Być może dlatego odkrywanie magicznych zakątków Beskidów jest dla mnie równie ekscytujące, jak niegdysiejsze podróże zagranico. A może nawet bardziej – bo teraz odkrywam świadomie.

Gorcstok 2015

Jadąc na tegoroczny Gorcstok zastanawiałam się na przykład, czy będą tam osoby, z którymi spędzałam czas poprzednim razem. Ku mojej radości były! Pomimo tego, że od ostatniego spotkania minął rok i nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu, wszystko było dokładnie tak, jak wtedy – jak gdyby tych dwunastu miesięcy wcale nie było, a jedna impreza naturalnie przeszła w drugą. Od dawna powtarzam, ze w górach czasoprzestrzeń się zagina i dzieją się dziwne rzeczy, które czasami trudno wytłumaczyć. Tak czy inaczej, spotkanie ludzi, z którymi świetnie spędziłam czas poprzednim razem i teraz świetnie spędziłam go znowu, utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, by Gorcstok uczynić swoją doroczną tradycją.

Gorcstok 2015

Zaczęłam sobie wyobrażać, jak w każdy trzeci weekend sierpnia opowiadamy sobie o tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich 12 miesięcy, jak przybywa nam mężów, żon i dzieci, jak zmieniają się nasze życiowe priorytety, jak zmieniamy się my sami, jak za kilkadziesiąt lat wchodzimy na Gorc z balkonikami i z odmętów pamięci próbujemy wygrzebać przeszłość, rzucając co jakiś czas: „A pamiętasz jak w 2015…”. Jak góry coraz bardziej w nas wrastają, jak stają się naszą częścią, jak my stajemy się ich częścią, by w końcu pewnego dnia, gdy odejdziemy już na zawsze, całkowicie zatracić tę granicę.

Jagóry. Góryja.

Gorcstok 2015

Słuchałam dźwięków gitary, która grała na odchodne, i żal było mi wracać. Od 10 miesięcy jestem w górach niemal w każdy weekend i ciągle mi ich mało, ciągle nie mam dość. Myślę, że od gór można się uzależnić dokładnie w taki sam sposób, jak od wszystkiego innego. Góry uzależniają od spokoju ducha, o który tak trudno w dzisiejszych zabieganych czasach, od czystości myśli, które na co dzień bombardowane są tysiącem informacji i od czasu, który płynie wolniej, o wiele wolniej, niż przed ekranem komputera. Uzależnienie od gór to wieczna tęsknota za miękką ścieżką, gdy idziesz przez betonową dżunglę. Za szumem drzew, gdy przedzierasz się przez miejski zgiełk. Za samotnością na szlaku, gdy pozostajesz samotny w tłumie. Gdy doświadczysz, gdy naprawdę to poczujesz, jeden, jedyny raz, już nigdy nie uwolnisz się od tego, by chcieć więcej. Można by to leczyć.

Ale po co?

Gorcstok 2015