Blogosfera podróżnicza rozprawia się z wymówkami, które stoją na drodze do poznawania świata (do poczytania m.in. tu, tu i tu). Jak łatwo można się domyślić większość z nich rozbija się o…
Piniondze!
Których zwykle ni ma. Sposobów na rozwiązanie tej jakże powszechnej przypadłości jest mnóstwo. Skupmy się jednak na EVS-ie, który jest doskonałą okazją do tego, by zwiedzić kawałek świata (praktycznie) bez wydawania na to kasy z własnej kieszeni. Wolontariat Europejski (European Voluntary Service) jest jedną z akcji programu „Młodzież w działaniu”, który wspiera Unia Europejska. Skierowany jest do młodych ludzi w wieku 18-30 lat, którzy na max. 12 miesięcy gotowi są wyjechać do innego kraju, by wziąć udział w realizacji projektu na rzecz społeczności lokalnej. Tematyka projektów jest bardzo różnorodna – od zagadnień związanych z kulturą i sztuką (teatry uliczne, street art, festiwale, itp.), przez rozwiązywanie problemów społecznych (np. przeciwdziałanie rasizmowi, wykluczeniu, zapobieganie narkomanii, itp.) po ekologię. Kwestią, która w kontekście taniego podróżowania jest najważniejsza, jest jednak to, że…
Unia Europejska daje piniondze!
Na co konkretnie możemy liczyć? UE zapłaci nam 90% ceny biletów lotniczych, zapewnieni międzynarodowe ubezpieczenie AXA na czas pobytu w innym kraju, zakwaterowanie, da pieniądze na wyżywienie oraz kieszonkowe, które spożytkować możemy w dowolny sposób (sex, drugs & czałga). W praktyce wygląda to tak, że wszystkie koszty uzależnione są od tego z jakiego kraju pochodzimy i do jakiego się wybieramy (ichniejsze wewnętrzne regulacje, wspierające np. osoby z krajów biedniejszych).
Moje bilety do Bułgarii (leciałam z Krakowa przez Berlin) kosztowały ok. 350 euro (ok. 865 levów). 10% tej kwoty oddałam organizacji goszczącej z kieszonkowego, które dostawaliśmy na początku każdego miesiąca – 65 euro (ok. 127 levów). Na jedzenie przeznaczonych było 115 euro (ok. 224 levów). Tych pieniędzy nie dostawaliśmy do „ręki” – żyjąc w jednym domu w 13 osób postanowiliśmy stworzyć wspólny budżet, za który każdego tygodnia robiliśmy wielkie zakupy i w razie potrzeby uzupełnialiśmy zapasy. Rozwiązanie całkiem skuteczne – codziennie jeden „cooking team” gotował obiad i kolację dla całej ekipy, a wyżerając coś z lodówki w środku nocy nie trzeba było się martwić, że to nie nasze. Dodatkowo wzięłam ze sobą jakieś 120 levów – na zachcianki.
Powyższy budżet wystarczał na wszystko – i na kupowanie lepszego jakościowo jedzenia i na alkohol, i na podróże, i na wyjście na imprezę, i do kawiarni, i na pamiątki, i na wizytę w lumpeksie ;). Podczas pożegnalnej wizyty w Sofii byliśmy już kompletnie spłukani – ale kto by się tym przejmował.
Na czym jeszcze można zaoszczędzić?
Bułgaria na ten przykład jest dla nas, Polaków, krajem stosunkowo tanim, co oznacza, że z niewielkim budżetem można zwiedzić wiele miejsc. Niepodważalnym atutem jest możliwość łatwego podróżowania autostopem, co skutecznie niweluje koszty związane z przemieszczaniem się – transport publiczny wybieraliśmy w ostateczności. Podczas treningu w Plovdiv poznaliśmy kilkanaście osób z innych projektów rozsianych na terenie całej Bułgarii, dzięki czemu zyskaliśmy darmowe miejsce do spania, jeżeli akurat przebywaliśmy w pobliżu. Nie ma również problemów ze spaniem „na dziko” – hamak rozwieszony w parku na noc nikogo specjalnie nie dziwił, tak też do rana zamierzała przetrwać para Amerykanów, gdybyśmy nie zgarnęły ich do domu.
Plusy
Do tej pory podróżowałam raczej krótkoterminowo. Możliwość mieszkania w innym kraju przez całe dwa miesiące była jednym z najfajniejszych doświadczeń w moim życiu – poznawanie Bułgarii z perspektywy życia codziennego, napotkanych ludzi, kultury, historii i wszystkich sytuacji, które się po drodze przydarzyły nauczyły mnie więcej niż jakakolwiek szkoła.
Minusy
Jeżeli to dla kogoś problem – konieczność dopasowania się do ustalonego z góry grafiku i wykonania przydzielonych zadań.
Polecam 🙂