Ludzie

Pogaduchy w kuchni: Eve Marie

By 24 marca 2014 3 komentarze

Na blog Ewy przyszłam, bo ona najpierw przyszła do mnie. Spodobało mi się, więc zostałam i teraz zaglądam na niego regularnie. Bo Ewa, choć młoda, to ma już całkiem spore doświadczenie w szlajaniu się poza Polską, a poza tym lubi góry i jest ruda. Czego chcieć więcej? 

Justyna Sekuła: Gdybym była w Twoim wieku, ale z dzisiejszą wiedzą, to pewnie zrobiłabym to samo, co Ty, czyli wyjechała. Ale wtedy, za moich czasów… Albo inaczej – w moim środowisku – nie do pomyślenia było, by nie iść na studia („Zobaczysz! Potem nie będzie ci się już chciało!”). Jak na Twój pomysł zrobienia sobie przerwy w edukacji zareagowała rodzina, znajomi?

Ewa Maria Zygadło: Haha, coś czuję, że ciężkie będą te pytania, bo nigdy się nad tym nie zastanawiam, a wszystko tak jakby płynie i dzieje się samo. Z wyjazdem do Anglii jako au pair zapoznała mnie moja mama. Kiedy byłam w maturalnej klasie to właśnie ona miała fazę szukania pracy za granicą, a zwłaszcza w Anglii. I trafiła na agencje, które zajmują się wyjazdami au pair. Ten pomysł bardzo mi się spodobał i zaczęłam szukać informacji na ten temat. Regularnie czytałam forum i blogi innych dziewczyn, które już były za granicą i w końcu stwierdziłam, że to coś dla mnie. Złożyłam papiery na UJ, ale potem się okazało, że nie dostałam się na studia dalekowschodnie (w sumie i tak nie chciałam się na nie dostać) i pod koniec wakacji wyjechałam. Początkowo moja mama była niezdecydowana. Z jednej strony chciała, żebym pojechała, a z drugiej wiedziała, że taka przerwa od nauki nie będzie zbyt dobra, bo wybije mnie z rytmu edukacyjnego – jak to wiele osób naokoło powtarza. Ja byłam zdecydowana i przed wakacjami znalazłam rodzinę, do której przyjechałam pod koniec sierpnia 2012. A mama postawiła jeden warunek: mogę wyjechać, ale pod warunkiem, że podejmę się jakiegokolwiek kursu i tak we wrześniu zaczęłam college. Jak się później okazało, moi młodsi bracia mi zazdroszczą i po maturach też planują wyjechać. A mama już nie jest taka sceptyczna co do moich planów i wie, że się kształcę i sobie radzę.

Jak wygląda proces poszukiwania takiej rodziny? Trzeba przejść jakąś specjalną rekrutację, zdać testy na nianię? Jak dużo czasu trzeba wszystkiemu poświęcić? Dajmy na to: dzisiaj decyduję, że chcę być au pair. Co mnie czeka?

Można zostać au pair na dwa sposoby: albo zapisać się do agencji, której oczywiście trzeba zapłacić, a która przeprowadzi nas spokojnie i bezpiecznie przez proces aplikacji, albo samemu wziąć się w garść i szukać rodziny na własną rękę. Ja zdecydowałam się na to drugie, bo podczas wyjazdów w obrębie Europy nie trzeba się martwić o wizy, ani o inne formalności. W internecie można znaleźć specjalne strony, na których logujemy się i uzupełniamy swój profil. Najlepiej jest przeznaczyć 2-3 miesiące na znalezienie odpowiedniej rodziny. Pamiętam, że jak ja szukałam swojej pierwszej host family, to zajęło mi to kilka miesięcy i setki wysłanych aplikacji. Przede wszystkim nie warto się zniechęcać. Co do kwalifikacji, to… każdy może zostać au pair. Ja nie miałam żadnego kursu ukończonego, a na dodatek nie miałam zbyt wielkiego doświadczenia z dzieciakami. Wydaje mi się, że rodzina jest w stanie zaufać obcej osobie, która sprawia dobre wrażenie. Dobrze uzupełniony profil to podstawa!

Sama byłam nianią na pierwszym roku. Z dziećmi nigdy nie miałam do czynienia, a dostałam pod opiekę 6-miesięcznego chłopca. Spędziliśmy ze sobą 10 miesięcy i kiedy się rozstawaliśmy, to nie chciał pójść do nowej dziewczyny, która miała mnie zastąpić. Wzruszające, ale nie wiem, czy bym to powtórzyła ;). Jak długo byłaś au pair i jak Ty wspominasz ten czas?

Wydaje mi się, że moja przygoda z au pair to jeszcze nie koniec. Właściwie to teraz, w Norwegii, też nią jestem. Za pierwszym razem trafiłam do przeuroczej rodzinki w Salisbury, gdzie opiekowałam się 6-latkiem i 10-latką przez cały rok szkolny. Okres ten wspominam bardzo dobrze, dzieciaki były dobrze wychowane i nie miałam z nimi wiele problemów, a poza tym miałam masę wolnego czasu i robiłam dużo ciekawych rzeczy wieczorami. Dlatego też tak często wracam myślami do małego Salisbury i jego uroków.

Co należało do Twoich obowiązków?

Moim obowiązkiem było budzenie dzieci, co chyba najgorzej wspominam. Później jedliśmy śniadanie i wychodziliśmy razem do szkoły. Droga zajmowała nam jakieś pół godziny w jedną stronę. Koło 9:30 byłam już z powrotem w domu i do 14:30 byłam wolna. W międzyczasie wyprowadzałam psa na spacer, co natomiast bardzo lubiłam. Kiedy przyprowadziłam dzieci ze szkoły, zazwyczaj miałam godzinę do spędzenia z nimi i przygotowania im obiadu. Koło 17-18 wracali rodzice i byłam już całkowicie wolna. Do moich obowiązków należało także sprzątanie domu dwa razy w tygodniu, co nie zajmowało mi więcej niż 4-6 godzin.

Pomysł wydaje się być super, o ile choć trochę lubi się dzieci: masz gdzie mieszkać, co jeść, przebywasz w obcojęzycznym środowisku, więc naturalnie przyswajasz język, masz czas dla siebie i na to, by poznawać zupełnie inne miejsce. Dlaczego jeszcze warto? Oraz, żeby nie było tak kolorowo, czy były jakieś minusy?

Ogromnym plusem jest to, że uczysz się wspólnie działać z innymi ludźmi, którzy początkowo są ci obcy. Musisz nauczyć się szanować ich zwyczaje, co jest i plusem i minusem zarazem. No i bycie au pair ma tę przewagę nad workaway’em i helpexem, że dostajesz kieszonkowe, które wcale nie jest takie małe. Z minusów to chyba największym jest mieszkanie w swoim miejscu pracy, tak to bym określiła. Bo musisz się dostosowywać i nigdy nie poczujesz takiej swobody, jak kiedy mieszka się samemu albo ze znajomymi. Kiedyś powiedziałam sobie, że nigdy więcej nie zostanę au pair własnie z tego powodu, a po tym czasie „zrobiłam to” jeszcze dwa razy. Ciągle uważam to za najlepszy sposób podróżowania, poznawania języka, kultury i nowych ludzi.

A właśnie miałam pytać o te kwestie finansowe. Czy bycie au pair trakotwane jest jako praca? Masz na to jakąś umowę, ubezpieczenie? Czy wszystko, tak jak w Polsce (a przynajmniej te parę lat temu), odbywa się raczej w „szarej strefie”?

Bycie au pair w Anglii jest całkowicie legalne i nie jest konieczne zgłaszanie się do jakichkolwiek urzędów. Nawet podczas zakładania konta w banku nie wymagają więcej informacji. Sprawa zaczyna się komplikować, jeżeli dostajesz więcej niż 149 funtów tygodniowo – wtedy trzeba płacić za tak zwany National Insurance Number. Ale przeciętna płaca dla au pair to 80 funtów tygodniowo. Jeżeli chodzi o umowę z rodziną, to wszystko zależy. Wiem, że część osób takie podpisuje, ale u mnie to była tylko umowa słowna, z której obustronnie się wywiązywaliśmy.

Z tego co pamiętam, jedna z Twoich ostatnich prac związanych z au pair nie wypaliła?

Takie przypadki niestety też się zdarzają. Pod koniec stycznia stwierdziłam, że chciałabym zmienić pracę, bo nie czułam się za bardzo szczęśliwa. Po dwóch tygodniach poszukiwań, znalazłam na Gumtree ogłoszenie o pracy jako au pair w centrum Londynu, za większą stawkę, niż dotychczas miałam. Po kilku rozmowach telefonicznych i jednej na Skype rodzina była zdecydowana. Wtedy też z miesięcznym wyprzedzeniem powiadomiłam moich ówczesnych pracodawców, że rezygnuję, a także złożyłam wymówienie z mojej drugiej pracy w kawiarni. Na początku lutego byłam w Polsce, kiedy wróciłam rozmawiałam raz jeszcze z „przyszłą host mamą”, która powiadomiła mnie, że musi porozmawiać z mężem, bo nie jest pewna, czy chcą kogoś tylko na trzy miesiące (od początku byłam z nimi szczera i powiedziałam, że wyjeżdżam na Islandię w czerwcu i się na to zgodzili). Po tej rozmowie już się nie odezwali, nie odbierali telefonów, ani nie odpisywali na SMS-y. Odpuściłam…

I tadam, tym oto sposobem znalazłaś się w Norwegii. Właśnie podglądam w międzyczasie Twój nowy post i zazdroszczę owiec u sąsiada. Dobrze się stało, że tamta praca nie wypaliła?

Ha, znalezienie się w Norwegii nie było takie proste, chociaż bardzo spontaniczne. Przede wszystkim, kiedy opuściłam rodzinkę w Bath, miałam przed sobą 6-tygodniowy kurs angielskiego, który kończył się 15 marca egzaminami CAE. Chciałam więc zostać w Anglii i ten kurs ukończyć. Zwróciłam się o pomoc do moich znajomych w Salisbury (są bardzo wielkimi i znanymi couchsurferami), którzy zgodzili się, żebym u nich przez jakiś czas pomieszkała. I tak zostałam z nimi przez miesiąc, w międzyczasie szukałam pracy w tej małej mieścinie, rozniosłam wiele CV, wszystko nieskutecznie. Był nawet moment, kiedy załamana chciałam wrócić do Polski. Tuż przed moimi egzaminami, które były tydzień temu, znalazłam ofertę au pair w Norwegii i wysłałam wiadomość. Wieczorem dostałam odpowiedź, że rodzina chciałaby przeprowadzić ze mną rozmowę na Skype. Zaraz po rozmowie zamówili mi bilety i takim oto sposobem wylądowałam w kole podbiegunowym.

Widziałaś już zorzę?

Nieeee, ale ciągle mam nadzieję, że nadejdzie taka noc! Chociaż z tego co mi powiedzieli, za jakieś dwa miesiące będzie jasno przez całą dobę.

Jeżeli kiedyś pojadę na północ, to chyba tylko po to, by zobaczyć zorzę. Będę się wtedy na nią gapiła i ryczała jak głupia, aż zamarznie mi twarz. I umrę, chciałoby się dodać. To będzie piękna śmierć ;). Taki długi dzień, co tu robić przez tyle godzin?

Zorze są cudne! A co do długiego dnia, to chyba trzeba się przyzwyczaić. Na pewno będzie to innego rodzaju doświadczenie – spać w świetle Słońca, a nie Księżyca. Chociaż i tak wydaje mi się, że lepsze to, niż ciemność przez cały dzień, jak to tutaj ma miejsce w zimie…

Brrr, zdecydowanie. Zbadałaś już trochę okolicę. Co tam macie fajnego?

Jak na razie to dużo śniegu. Mieszkamy 30 minut jazdy samochodem od Alty, takiego miasteczka na północy. W okolicy są cztery domy – sąsiedzi, którzy mają konie, psy husky i krowy. W ogóle wyobraź sobie taką sytuację: idziemy na spacer z 2-letnim dzieckiem, podchodzimy do stajni sąsiada, a tam zakrwawiona głowa krowy wystająca ze śniegu. Moje miękkie, wegetariańskie serce ledwo wytrzymało taki widok. Ale tutaj wszystko jest inne, moja host family nie mogła się pogodzić z tym, że jestem wege i zdecydowałam się ponownie jeść mięso. To właśnie jeden z tych przykładów, kiedy musisz iść na ustępstwa względem zwyczajów rodziny goszczącej…

Jak byłam mała, to moi dziadkowie mieli gospodarstwo, a w nim kury, świnie i krowy. Widok zakrwawionych zwierzęcych zwłok był czymś na porządku dziennym, dlatego moje serce jest dziś twarde jak kamień i od czasu do czasu zajadam mięso. Ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że dla wege to ciężkie doświadczenie. Jak sobie z tym radzisz? A może Ci posmakowało?

Mój wegetarianizm to zupełnie dziwna sprawa. Pierwszy raz nie jadłam mięsa, kiedy w wieku 12 lat byłam na kolonii nad morzem. Wtedy po prostu stwierdziłam, że nie jem i tyle i tak zostało przez 6 miesięcy. Potem miałam kilka kolejnych podejść, a moje przedostatnie skończyło się tygodniowym odrętwieniem lewej dłoni. Kiedy przenosiłam się lutym z Bath do Salisbury, do moich znajomych, automatycznie przeszłam na wegetarianizm, bo żaden z czterech moich współlokatorów nie jadł mięsa. Więc to był tylko taki miesięczny okres. Wiem jednak, że mam wege duszę i kiedy tylko osiądę na swoim (dnia pewnego…) będę prowadziła godne, wegetariańskie życie.

Odrętwieniem lewej dłoni? Od czego?

Prawdopodobnie z braku żelaza. Ale to stało się zaraz przed moim wyjazdem do Anglii i nie miałam już czasu pójść do lekarza. Kiedy dotarłam do Bath, kupiłam witaminy z żelazem i zaczęłam jeść mięso i przeszło. Teraz taka mała rada: nigdy nie czytaj w internecie co Ci jest, bo ja wtedy doszłam do wniosku że mam jakiegoś raka… Albo uszkodzony nerw, czy coś. W ogóle jestem typem człowieka, który nigdy do lekarzy nie chodzi.

Ja już miałam raka z pięć razy. A guza mózgu mam regularnie, jak mnie boli głowa. Podziel się zatem swoimi tajnymi sposobami na zdrowie, bo akurat jestem jeszcze trochę chora :(.

Mnie mama wpoiła umiłowanie do naturalnej medycyny i trochę do homeopatii (chociaż do tego nie jestem całkowicie przekonana). Wiem natomiast, że czosnek, jako naturalny antybiotyk jest dobry na wszystko. No i aloes zawsze był u nas w domu hołubiony. A na wszystkie moje przeziębienia zawsze stosuję dużo wygrzanego łóżka i miliony cytrynowo-miodowo-imbirowych herbat.

Teraz możesz jeszcze kąpać się w przerębli w ramach hartowania organizmu. Kto wie, może nawet zostaniesz morsem?

Wolałabym nie, chociaż zawsze wyznaję zasadę, że jak mam okazję czegoś spróbować, to zrobię to, mimo iż mam potworne opory. I chyba do takich ekstremów mnie ciągnie, jeżeli chodzi o podróżowanie. A może nie tyle ekstremów, co zobaczenia, jak żyją inni ludzie i doświadczenia chociaż jakiejś części z tego.

No właśnie! Bo już niebawem spędzisz trochę czasu na Islandii. Do czasu wylotu pozostaniesz w Norwegii, czy masz jeszcze jakieś podróżnicze plany?

Wydaje mi się, że zanim polecę na Islandię muszę się przygotować pod względem ekwipunku podróżniczego. Mam zamiar więc wrócić do Polski na chwilę, spędzić trochę czasu z rodziną i znajomymi. Potem zahaczę znowu o moje ukochane Salisbury i pójdę na festiwal Stonehenge, który jest w nocy z 20 na 21 czerwca. A już 22 mam wylot… z Edynburga. Trochę podróżowania mnie więc czeka.

Festiwal Stonehenge! Brzmi nieźle. Co się na nim dzieje?

Jest to tak zwane Summer Solstice, czyli najkrótsza noc w roku. Jest to czas, kiedy wszyscy dziwni ludzie zbierają się w tym kręgu, ażeby razem powitać wschód słońca. Warto wtedy przyjechać, bo wstęp jest za darmo i można dotknąć kamieni, co podczas normalnej wizyty jest zabronione. W zeszłym roku było coś koło kilku tysięcy osób, a ja poznałam nawet parę z USA, która specjalnie na tę okazję przyjechała do Anglii.

Kusisz!

Może własnie tam będzie nam dane się spotkać? Pamiętaj, że wcześniej też będę w Polsce, a że obydwie rezydujemy w Krakowie, to możemy też razem się tam wybrać!

Będę to miała na uwadze. Spotkać się koniecznie musimy! Zmierzając powoli ku końcowi, tradycyjne już pytanie: czego Ci życzyć na ten intensywny czas czekających Cię podróży?

Hmmm… czego mi życzyć? Mimo, iż może to się wydawać dziwnie, ciągle jestem taką nieśmiałą osobą, która boi się otworzyć paszczę. Chciałabym łatwiej nawiązywać kontakty i potem sumiennie je utrzymywać. Poza tym chciałabym, żeby moje blogi docierały do większej ilości osób, ale to już takie poboczne marzenie.

Faktycznie, dziwne! Muszę to sprawdzić osobiście. Życzę Ci więc na Twojej drodze samych dobrych ludzi, do których warto otwierać paszczę. A z blogami… zrobię, co w mojej mocy!

Oto one :).

evemarie.li – blog po polsku
evamariablog.wordpress.com – blog po angielsku
blogi-au-pair.blogspot.com – spis blogów au pair