Grybów. To tutaj się urodziłam i wychowałam. Tutaj rzucałam ziemniakami w kury, pasłam z dziadkiem krowy i doiłam z babcią kozy. Tutaj przemierzałam w górę i dół płynącą koło domu rzekę i biegałam przez leśny tunel prowadzący do zupełnie innego, zielonego świata. Tutaj, siedząc na studni na środku łąki, liczyłam pojazdy przejeżdżające przez odległą drogę, czekając na dwudziesty siódmy, bo właśnie taki miałam mieć w przyszłości. I wcale nie smuciło mnie, że to wóz zaprzęgnięty w dwa konie. Tutaj budowałam domki w „potoku”, bawiłam się w „Kamień” i „Wojskową Szkołę Przetrwania” („WSP! To-na-sze-ży-cie!”). Tutaj łapałam świetliki, paliłam ognisko w Noc Świętojańską i „Judasza” w Wielki Czwartek. Tutaj nawiązałam swoje pierwsze przyjaźnie, przeżyłam pierwsze miłości i pierwsze rozczarowania. Tutaj planowałam swoją przyszłość, ostatecznie przekonując się, że nie jest to warte zachodu. Tutaj pokochałam góry, pociągi i cmentarze. Tutaj wracam, by powąchać wspomnienia.
I gdy ktoś pyta mnie, czy jestem lokalną patriotką, nie mam żadnych wątpliwości.
Fot. Kamil Kmak | Grybów