Jeżeli choć trochę interesujecie się turystyką górską, na pewno dotarła do Was informacja o czarnej serii w Tatrach, gdzie w ciągu tygodnia śmierć poniosło 14 osób. Wśród nich byli turyści wyposażeni w dobry sprzęt, ski-alpinista i taternik – warunki w górach były na tyle trudne, że niewielki błąd wystarczy, by ani sprzęt, ani wieloletnie doświadczenie nie pomogły wyjść cało z niebezpiecznej sytuacji. A co, gdy nie mamy zielonego pojęcia…
Lubię się starzeć. Uwielbiam ten moment, kiedy na liczniku lat zmienia się ostatnia cyferka, a ja mam poczucie, że oto minął kolejny rok mojego życia, a w kolejny wejdę o wiele mądrzejsza i bogatsza o nowe doświadczenia, które pozwolą mi dokonywać jeszcze trafniejszych wyborów, podążać jeszcze ciekawszymi ścieżkami i spotykać jeszcze fajniejszych ludzi – bo coraz lepiej wiem, gdzie ich szukać.
W listach, które do mnie piszecie, pytacie często o Kurs Przewodników Beskidzkich. Niektórzy z Was postanowili nawet, o zgrozo, wziąć udział w jego kolejnej edycji. Przez cały rok (zupełnie szczerze) zachwycałam się wszystkim, co z kursem związane i dzieliłam się swoim entuzjazmem. Od jakiegoś czasu mi go jednak zupełnie brak.
– Co to, kurwa, jest?! – schowałam się za plecami Kuby i ostrożnie wyjrzałam zza jego ramienia. – Jakieś zwierzę – wzruszył ramieniem, zza którego wyglądałam, Kuba. – Dlaczego się tak patrzy?! – z krzaków spoglądała na nas para zielonych, błyszczących oczu. Patrzyliśmy na zwierzę. Zwierzę patrzyło na nas. Chwilę napięcia przerwało uderzenie pioruna i błysk, który na chwilę rozświetlił ciemny…
W listach, które do mnie piszecie, pytacie często nie tylko o to, jak żyć, ale również o to, jak przetrwać w górach, gdy pizga złem. Przyszedł listopad, a wraz z nim najwyższa pora na to, by psychicznie nastawić się na nadejście zła zimy. Być może wydaje Wam się, że macie jeszcze czas, bo za oknem ciągle panoszy się jesień, ale nie dajcie się zwieść podstępnym sztuczkom Natury.
Szara kora była gładka i ciepła, gdy przyłożyłam do niej policzek. Zamknęłam oczy i zaplotłam dłonie po drugiej stronie pnia. Jego serce biło równo i pewnie, wystukując odwieczny rytm, ten sam od wielu tysięcy lat. – Jak się masz? – zapytał buk. – Dobrze – odparłam cicho, z nutką pytania w głosie. – To zabawne, że gadasz z drzewem – zaszumiał. Wzruszyłam ramionami.
„Życie dzieli się na życie przed kursem, życie na kursie i życie po kursie. A życie po kursie już nigdy nie będzie takie samo” – padło dzisiaj na spotkaniu organizacyjnym Kursu Przewodników Beskidzkich, a ja mam wewnętrzne przekonanie, że to prawda. Że zapisanie się na kurs to ważny punkt w moim życiu i choć nie wiem jeszcze, gdzie mnie to zaprowadzi, czuję, że jestem na właściwej drodze.
Mogę narzekać na smog, mogę kląć do woli na hordy turystów, mogę sobie być przytłoczona wszystkim, co związane z życiem w dużym mieście, ale jest jedna rzecz, za którą Kraków absolutnie uwielbiam – jest świetną bazą wypadową we wszystkie najfajniejsze, okoliczne góry.
Sznury, które pozbawiły człowieka ostatniego tchnienia, z miejsca śmierci znikają do dziś – czasem nie do końca wiadomo w jaki sposób. Choć czasy zabobonów, wydawać by się mogło, już dawno minęły, a ludzki światopogląd w dużej mierze się zracjonalizował, śmierć ciągle pozostaje tematem, który budzi emocje i… ciekawość.
“Pokaż na mapie, gdzie jesteśmy” to jedno z poleceń, które regularnie pada podczas naszych wypraw w ramach Kursu Przewodnika Beskidzkiego. Orientacja w terenie to podstawowa umiejętność, jeżeli chodzi o bezpieczne poruszanie się po górach – kiedyś może zadecydować o naszym życiu lub śmierci.